piątek, 30 stycznia 2015

Chcę być twój - Rozdział III


Stało się. Jego los został przesądzony, a sam Matt czuł się jak bohater tragiczny cholernego dramatu antycznego, brakowało jedynie chóru, który komentowałby poczynania głównego bohatera. Jedna sprawa w sądzie, przez którą ruszył potok kolejnych, niezależnych już od niego zdarzeń, sprowadzając go w to miejsce dużo szybciej niż oczekiwał. Nie miał wątpliwości, kto zatroszczył się w sposób szczególny o jego błyskawiczny powrót do szkolnej ławki, tak by przykuła go ona w miejscu i  wybiła mu z głowy wszystkie ewentualne przyjemności, którym młody człowiek może oddać się w wolnym czasie. 
Łukasz. Jego cholerna zmora, fatum, które ciążyło nad nim odkąd przyjechał do Anglii, demon o kpiącym uśmieszku przylepionym do przystojnej gęby. Kto by pomyślał, że facet będzie traktował sprawę nieletniego, początkującego przestępcy tak poważnie, skrupulatnie załatwiając mu kolejne rozrywki.
Nie pasował tu. Poczuł to od momentu przekroczenia progu szkoły, od jednego, szybkiego spojrzenia na przechodzących po korytarzu uczniów. Poprawił torbę, która z wrażenia lekko zsunęła mu się z ramienia. Wziął głęboki oddech, jakby za chwilę miał wykonać skok do głębokiej wody i ruszył raźnym krokiem w kierunku szafek. Numer sześćdziesiąt dziewięć. Uśmiechnął się pod nosem. Wrzucił niedbale rzeczy do środka i zatrzasnął szafkę, zanim wszystkie wyleciały.
Słyszał za plecami śmiech i nie do końca zrozumiałe słowa, zapewne dotyczące jego osoby. Widział ukradkowe spojrzenia, jakie ku niemu kierowali uczniowie college’u i zacisnął zęby. „Za miesiąc, góra dwa” – tak mówiła, ze swoim kwaśnym uśmiechem na ustach i jak zwykle nie dotrzymała słowa. „Przyjadę na twoje urodziny”, „zadzwonię do ciebie późnej”, „bardzo cię kocham, Matt”. O tak, uwielbiała kłamać i kpić z niego. Wystarczył jeden telefon od kochanego psychologa, by wylądował w szkole już po kilku dniach od przyjazdu.
Oparł się o szafkę i rozejrzał, kierując twarde spojrzenie we wszystkie te ciekawskie i roześmiane oczy. Szary tłum, ubrany w jednakowo jasne koszule z czerwono – czarnym krawatem. Zapięte pod ostatni guzik, wyprasowane, czyściutkie i eleganckie jak ich angielskie, nienaganne maniery. Och, matka wraz z psychologiem doskonale wiedzieli do jakiej szkoły go skierować i w jaki mundurek wsadzić, by czuł się maksymalnie niepewnie, a prawdopodobieństwo znalezienia kiepskiego towarzystwa było nie tyle co zbliżone do zera, ale na minusie.
Nie wyjął kolczyków, nie przefarbował włosów, nie schował koszuli do spodni, pozostawiając ją niechlujnie na wierzchu, w dodatku krawat był zawiązany nieco luźniej, a koszula przy szyi rozpięta na dwa guziki. Z co poniektórych krzywych spojrzeń wnioskował, że w tej szkole był to szczyt rebelii, na jaki pozwalali sobie uczniowie. Myśl o zapaleniu papierosa w szkolnej toalecie szybko wywietrzała mu z głowy – jeszcze któryś z uczniów udusiłby się dymem, pierwszy raz wdychając go do płuc. 
Westchnął i poszedł wolnym krokiem skazańca do sali lekcyjnej, w której spotka te same spojrzenia, sugerujące, że jest wynaturzeniem genetycznym. I może wszystko byłoby w porządku, gdyby wiedział, że nie mają racji, a są jedynie omamieni regulaminem szkoły i rodzicami podobnymi do jego matki, ale czuł się dokładnie tak, jak oni go postrzegali. Zagubiony pośród poukładanych i grzecznych uczniów, których wystarczyłoby zostawić na weekend bez rodziców, aby upili się do nieprzytomności i stracili dziewictwo każdej dziurki w swoim ciele. Przynajmniej tak sobie tłumaczył Matt, odprowadzany spojrzeniami do sali.

Ławki były jednoosobowe, co jeszcze bardziej miało utrzymać tych małych krawaciarzy na smyczy, aby nie mogli w swobodny sposób porozmawiać z kolegą z ławki, czy tradycyjnie ściągnąć na sprawdzianach. Czy tutaj ktoś w ogóle odważył się na takie zagranie? Czy mały papierek z wypisanymi datami i wyjaśnieniami pojęć gorszył ich równie mocno, co jego kolczyki?
Prędzej czy później wyleci z tej szkoły i nie sądził by odbyło się to w przypadkowy sposób. Widział ostry wzrok nauczycieli, choć nic nie mówili na temat jego odbiegającego od normy wyglądu, wiedząc czyj synalek wylądował w szkole w środku roku. Wyrzutek, za którym ciągnął się smród zbuntowanego dzieciaka z zagranicy, plotki o jego sprawie w sądzie i narkotykach, które ponoć sprzedawał dzieciom. Litości, nigdy w życiu nie widział twardych narkotyków na oczy, a w szkołę podstawową czy gimnazjum pożegnał na dobre po rozdaniu świadectw. Diler byłby z niego kiepski, zważając na to, jaki jest charakterystyczny. Nawet najbardziej skretyniały policjant wiedziałby kogo szukać.
Średnio skupiał się na słowach nauczyciela. Gdyby ścisnął pośladki do granic możliwości, wytężył słuch, a mózg nastawił na nieco inne fale, pewnie coś by z tego wyniósł, ale to było ponad jego siły. Profesor mówił zdecydowanie zbyt szybko, do tego zmieniał tonację głosu, by bardziej zachęcić uczniów do słuchania, ale sprawiając, że wszystko co mówił, było trudne do zrozumienia dla Matta. Co prawda zaliczył wszystkie testy sprawdzające jego umiejętności językowe, bez których nie przyjęliby go do szkoły, ale nie miał zamiaru się wysilać. Był zbyt zmęczony perspektywą spędzenia w tym budynku jeszcze wielu godzin, otoczony przez obce, nieufne spojrzenia.
Nagle drzwi się otworzyły, a do środka wszedł chłopak, który wypełnił serce Matta nadzieją. Małym płomykiem, iskrą, która zapłonęła w całym jego ciele. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a nieznajomy uśmiechnął się lekko.
- Patrick. Wpisuję nieobecność, jest ponad piętnaście minut po dzwonku. To już kolejne takie spóźnienie. – mruknął nauczyciel, marszcząc przy tym śmiesznie brwi. Jego twarz przypominała Mattowi ziemniaka, niekształtnego stwora o twarzy oszpeconej przez plamy. Wkurzona mina potęgowała wrażenie nabuzowanego rolnika, któremu jelenie wpadły na pole.
- Wiem, panie profesorze, zaspałem. – powiedział nieprzejęty uczeń.
Patrick. Jako jedyny wyglądał troszkę podobnie do niego, przynajmniej w pewnym stopniu wychylając się swoim wizerunkiem od tego jednobarwnego stada, jakie toczyło się po korytarzu na porannej przerwie. Nie miał pofarbowanych włosów ani kolczyków w prawie każdym możliwym i akceptowalnym społecznie miejscu, jak Matt, ale w jego zachowaniu było coś luźnego i sugerującego poziom ogólnego wyjebania. Guma w buzi, którą żuł leniwie, zarost, który porastał jego młodą twarz i na dodatek nie był dziewiczym wąsikiem, jaki posiadała większość siedemnastolatków, z dumą prezentujących swoją dojrzałość. Mattowi od razu rzucił się w oczy brak eleganckiego obuwia, a jedynie poniszczone trampki; mały, bo mały, ale tunel w uszach, który teraz przysłoniły czarne kosmyki włosów i chyba najważniejsze: kawałek tatuażu, jaki wystawał znad kołnierza koszuli. Spojrzeniem zjechał w kierunku krocza chłopaka, zupełnie o tym nie myśląc – głupi, gejowski nawyk. Ucieszył się jeszcze bardziej, widząc delikatnie zarysowany kształt w kieszeni czarnych spodni. Mogła być to co prawda mała książeczka do modlitwy, czy opakowanie z przenośnym kalkulatorem, ale Matt wolał przypuszczać, że kryje się za tym paczka cudownych, śmierdzących papierosów.
Jest nadzieja.

Lekcja ciągła się w nieskończoność, by dać Mattowi możliwość wymyślania różnorodnych scenariuszy rozpoczęcia rozmowy. Nie spodziewał się, że będzie starał się szukać znajomych, niczym dziecko wybierając na podstawie jednego uśmiechu, ale samotność, jakiej doznał w Anglii, uświadomiła mu dobitnie, że jest zwierzęciem stadnym, które długo nie pociągnie na rozmowach jedynie z Łukaszem i matką.
Wskazówki zegara poruszały się wolniej niż zazwyczaj, zataczając koła jakby w zwolnionym tempie, zaś nauczyciel, który z początku całkowicie ignorował jego osobę, teraz postanowił całe swe zainteresowanie skierować właśnie na niego.
- Widzę, że zegar interesuje pana znacznie bardziej niż lekcja. Może powinien pan siedzieć przy moim biurku, aby nie móc na niego patrzeć? – Matt miał wrażenie, że ten specjalnie mówił szybciej, aby miał większe trudności z odpowiedzią. Spróbuj powiedzieć Szczebrzeszyn, chuju.
- Przepraszam. – mruknął jedynie. Gdyby był w Polsce, szybko przyszłaby mu do głowy riposta i to zapewne jedna z tych, które wywołują uśmieszek na twarzach uczniów, wprowadzając nauczyciela w zakłopotanie, ale teraz… czuł się po prostu zagubiony. Wrzucony do obcego świata sztywniaków, z których każdy obrzucał go takimi samymi spojrzeniami. Do świata gdzie nie było miejsca na ekscesy, jakich wcześniej się dopuszczał. Czyżby Łukasz stwierdził, że oddzielenie go od towarzystwa, w jakim kiedyś się znajdował, skutecznie go przystopuje? Patrząc teraz na jego osobę, potulnie siedzącą w ławce, z rękami na blacie stołu i wzrokiem ulegle wbitym w książkę od historii, zaczynał mieć wątpliwości, czy diabelskiemu duetowi psychologa z jego własną matką, nie uda się go spacyfikować na dobre. W końcu wystarczy, że wyleci ze szkoły, a pieniądze momentalnie się skończą, a on sam zacznie życie pustelnika. W porządku, lubił pić, ćpać i dobrze się bawić, ale teraz zaczynało to poważnie kolidować z krokami podjętymi przez matkę.
Gdyby był tu Rafał. Przygryzł wargę. Wiedziałby jak to pogodzić, jak stwarzać pozory, a wieczorem żyć, tak jak przywykli do tego od kilku lat. Wiedziałby jak umilić nudne i samotne wieczory. Na różne sposoby.

Gdy zadzwonił dzwonek, Patrick wyszedł z klasy pierwszy. Matt myślał, że nikt nie jest w stanie zerwać się z miejsca przed nim, że nikt nie czuje się tu bardziej zdesperowany od niego. A jednak. Zanim podszedł do drzwi, na korytarzu był już tłum ludzi, z których żaden nie przypominał jego niedoszłego kolegi.
Skierował się w stronę toalety, zirytowany do granic możliwości, przepychając się korytarzem i uderzając barkiem każdego, kto śmiał stanąć mu na drodze, torując sobie drogę niczym pług śnieżny, tylko nieco bardziej agresywny.
Większość kabin była otwarta, a ich stan do bólu przypominał ten w polskich toaletach – razem z brakiem papieru, brudnymi, tanimi deskami i niespuszczoną wodą. Aż chciało się wyjść i załatwić swoje potrzeby pod krzakiem na zewnątrz. Stanął przy pisuarze i nieco zaniepokojony odnotował, że ktoś właśnie wyszedł z kabiny za nim, dołączając się do oddawania moczu zaraz obok niego. I to właśnie był gorszący fakt, który tak wstrząsnął chłopakiem – dlaczego łamie zasadę, mówiącą o klasycznym, jednym pisuarze odstępu?
Chrząknął, odwracając łeb w jego stronę, szukając w głowie angielskich określeń osoby, która nie respektuje ogólnie przyjętych norm, ale wszystkie momentalnie wyleciały mu z głowy. Obok niego stał Patrick z papierosem w ustach, najwyraźniej nie przejmujący się zakazem palenia obowiązującym na terenie szkoły. Widocznie reprezentował typ osoby, która łamała wszelkie zasady, te przyjęte w toaletach również.
- Cześć. – Matt odezwał się głupio, łapiąc nieco rozbawione spojrzenie ciemnowłosego chłopaka.
- No cześć. – uśmiechnął się do niego specyficznie, jakby stanął obok tylko po to, by móc śmiać się z jego reakcji.
Matt wziął się w garść, umył grzecznie rączki i skierował się do wyjścia. Przy samych drzwiach zawrócił jednak, blokując wyjście również Patrickowi.
- Matt jestem. – mruknął, starając się barwą głosu choć trochę przypominać pewnego siebie Rafała, który całą sytuację potrafiłby odwrócić w zabawny dowcip, samemu nie wychodząc przy tym na idiotę.
Brwi Patricka uniosły się do góry, tak samo jak kącik jego ust.
- No, miło mi. – zgasił papierosa o umywalkę i wrzucił go do kosza. – To co, wypuścisz mnie stąd, skarbie?
Nie wyszło tak jak planował. W zasadzie, to nic mu nie wyszło, poza zrobieniem z siebie totalnego kretyna. Może w Anglii normą było szczanie obok siebie, a jeden pisuar odstępu oznaczał dziwactwo? Zresztą, jakie to ma znaczenie?
Matt stanął mocniej na nogach, a jedną ręką oparł się o framugę. Ściany w tym miejscu nie były daleko od siebie, szerokość między nimi nie była większa niż metr, a więc zagrodził mu wyjście. Zaraz wejdzie tu jakiś dupek i zepsuje mi całą zabawę.
- Nie. – mruknął z lekkim uśmieszkiem. Może nie był mistrzem zaczynania znajomości, ale brakowało mu drobnego droczenia się, delikatnych uśmieszków i spojrzeń, a w Patricku wyczuł coś na kształt pokrewnej duszy. Nie będzie się cackał i zaczepiał nieśmiałymi słówkami.
- Nie? – Patrick zmrużył groźnie oczy, ale jego ton głosu był figlarny. Chyba trafił na właściwą osobę…
- Nie za darmo.
Patrick zbliżył się, chcąc zapewne sprawdzić, czy Matt się odsunie, zwalniając przejście, ale ten ani drgnął. Ich twarze znalazły się całkiem blisko siebie, Patricka nieco wyżej. Jego usta były na wysokości nosa Matta, który poczuł zapach nikotyny.
– Za papierosa puszczę cię gdzie tylko zechcesz. – mruknął, odgarniając ruchem głowy opadające na czoło niebieskie włosy.
Zabrzmiało nieprzewidzianie gejowsko, jednak mina chłopaka nie sugerowała, że jest tym faktem zdegustowany. Ręka Patricka powoli sięgnęła do kieszeni spodni. Niespiesznie wyciągnął paczkę i jednego papierosa, wkładając go następnie do ust stojącego sztywno Matthew’a. Wszystkie ruchy wykonywał powoli, zupełnie jak grę wstępną. Och Matt, zaczynasz mieć złe skojarzenia.
Chłopakowi zaczynało się robić duszno. To pewnie przez okna, są zamknięte.
I nagle, jak wielka pięść, spadająca na twarz, macki brutalnej rzeczywistości przywiały do toalety jednego z uczniów, który otworzył drzwi. Z pewnością uderzyłyby one Matta, który stał do nich plecami, gdyby nie Patrick, który chwycił go brutalnie za koszulę i popchnął w druga stronę, niczym książę z bajki ratując przed klamką wbitą w kręgosłup. Aż chciało się krzyknąć „mój ty bohaterze!”, gdyby papieros, jeszcze nawet nie odpalony, nie wpadł do pisuaru.
I cała atmosfera w pizdu.
Matt, który zapatrzył się z lekkim obrzydzeniem  na zmokły papier, nie zauważył, kiedy Patrick wyszedł z toalety.

Przyszedł na lekcję trochę spóźniony, przytrzymany przez kolejkę w bufecie. KOLEJKĘ. Nie żadne popychanie się łokciami i istną arenę przetrwania w wydaniu szkolnym, a kulturalny łańcuszek ludzi, czekających grzecznie na swoją kolej. Kolejna szokująca rzecz, na jaką dzisiaj trafił w tym pełnym pułapek miejscu.
Gdy siadał do ławki, odprowadzany kilkunastoma spojrzeniami, złapał tylko jedno – spojrzenie Patricka, który puścił mu oczko, uśmiechając się przy tym po swojemu. Cholera.
Unikał kontaktu z nim przez dłuższy czas, udając, że odbiera telefony, bądź znikając na całe przerwy. Zresztą jego kolega sam nie wyglądał na zainteresowanego. Wychodził tak jak poprzednio, wracając nie poświęcał mu już większej uwagi, a uśmieszek, z jakim się spotykał, gdy zahaczyli o siebie spojrzeniami, wydawał się nieco obcesowy.
Przez ściskające uczucie w żołądku, podniecenie, które czuł na myśl, że znalazł w tym opuszczonym przez Boga zakątku bratnią duszę i ogólne zdenerwowanie, jakie ogarniało go, gdy tylko skierował spojrzenie w stronę kolegi z klasy, czuł się jak mała, zdradziecka świnia. Zupełnie jakby bez wiedzy Rafała szukał już kolejnego partnera, rozglądał się za innymi chłopakami, a co gorsze – flirtował z nimi w toalecie. Jego prawdopodobnie były chłopak był drażliwy na tym punkcie. Wystarczyło jedno spojrzenie w złym kierunku, by słuchał godzinnej awantury i łapał wkurzone spojrzenia zaborczego chłopaka. Na początku nawet go to śmieszyło, dawało dreszczyk emocji i sugerowało, że Matt jest kimś ważnym, o kogo warto być zazdrosnym, jednak po pewnym czasie było to już jedynie niemiłym nawykiem pilnowania swoich gestów i mimiki.
Czy pięść na jego twarzy oznaczała zakończenie związku? Rafał był nerwowy, fakt, ale oficjalnie wciąż ze sobą są. Nie zerwali i mimo że nie piszą od dłuższego czasu, nie jest to jednoznaczne z zerwaniem jakiegokolwiek kontaktu. Uh, czy Patrick właśnie się na niego patrzy…?

Na zakończenie dnia, tak jak na jego początku, podszedł do szafki. W szkole było już pusto - uczniowie, którzy jeszcze mieli lekcje, siedzieli w salach, a ci, którzy skończyli, dawno opuścili budynek szkoły. Matt, jak zwykle na szarym końcu, niespiesznie władował rzeczy do szafki i sunąc po korytarzu niczym zombie, zbliżał się do upragnionego wyjścia. Odwiązał krawat i schował go do kieszeni spodni, z której śmiesznie wystawał, po czym rozpiął jeszcze jeden guzik koszuli. Mój Boże…
Już tylko kilka kroków, pospiesznie ubrany płaszczyk, poprawiona fryzura i będzie na zewnątrz, wolny do następnego dnia.
Słońce świeciło mu prosto na twarz, jakby chciało przypomnieć, że życie nie kończy się na szkole i mękach z nią związanych. Raziło oczy, przysłaniając widok na zielone ogrodzenie, otaczające szkołę i dzieci krzyczące coś na boisku, a jednak minimalnie poprawiło samopoczucie. Śnieg do reszty stopniał, zostawiając na chodniku mokre kałuże, w których odbijało się niezwykle jasne jak na Anglię niebo.
Dopiero teraz zauważył, że przy furtce ktoś stał, dokładniej rzecz biorąc w przejściu. Patrick.
- Nie mam przy sobie papierosów, więc chyba musisz przepuścić mnie za darmo. – mruknął Matt, zażenowany. Nie ciągnij dalej tego skretyniałego żartu. Czuł, że mimo ziemnego wiatru, znów robi mu się gorąco. Czekał tutaj specjalnie na niego?
- Możesz mi dać to zioło, które chowałeś na angielskim.
- Co? – widział to? Matta przeszedł dreszcz. Robił to do tego stopnie niedyskretnie, czy Patrick tak uważnie mu się przyglądał?
- Żartowałem.
- Ach, no tak. Angielski humor. Słyniecie z niego. – rzucił Matt, uśmiechając się krzywo.
Patrick zaśmiał się.
- Wiesz co? Chyba cię lubię.

____
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale lepiej już go chyba nie napiszę, nie mam też ochoty czytać go po raz kolejny, by wprowadzić jakieś zmiany, więc chciałam napisać tu takie małe usprawiedliwienie i przeprosiny w jednym. Dziękuję za wszystkie komentarze <3

9 komentarzy:

  1. Jeden z niewielu blogów, które sprawdzam na bieżąco. Jestem wręcz zakochana w tym opowiadaniu. Błagam, nie zawiedź mnie, bo jak na razie Twoje opowiadanie jest świetne! Nie umiem się doczekać dalszej części. Błagam, pisz dalej, choćby tylko dla mnie!
    L.B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to niezadowolona? Nie dobijaj mnie :vvvv Za każdym razem zaskakujesz czymś innym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma powodów do niezadowolenia :3 Rozdział jest super i w sumie zaskakujący (i to pozytywnie!). Nie wiem czemu spodziewałam się, że głównie akcja skupi się na relacjach Matta z Łukaszem, a tu bum - szkoła - bardzo fajne miejsce XD a przynajmniej do opowiadania, bo daje duże pole do popisu (w szkole może się zdarzyc w końcu wszyyystko i jeszcze więcej). Patrick też mnie zbił z tropu, ale pojawienie sie go też jest na plus :3 Taki drugi wątek, podoba mi się. I opisy! Są cudne (łacznie z opisem nauczyciela XD urzekł mnie). Czekam z niecierpliwocią na kolejny rozdział! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Każde opowiadanie wymaga rozdziałów, które są potrzebne do ruszenia z akcją, dodania nowego wątku czy poruszenia ważnej sprawy. I często nie satysfakcjonują autora, lub czytelników, ale na pewno są niezbędne! Rozumiem Cię, ale wierzę, że kolejne będą dużo bardziej porywające, choćby ze względu na to, że pojawiła się bardzo interesująca postać, mianowicie Patrick! Aż nie mogę się doczekać :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się cieszę, że jest następny rozdział już bałam się zaglądać, że zrezygnowałaś. Nie narzekaj pisz:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale... jak to? To nie będzie dzikich seksów z psychologiem? Będą z Patrickiem? Buuuu ;-;
    Nie, no dobra, mogą być z oboma. Z drugiej strony Patrick pasuje mi na takiego małego skurwiela, który wykorzysta Matta. To nie tak, że nie polubiłam postaci Patricka, polubiłam ją bardzo, ale ona zwyczajnie pasuje mi do wizerunku takiego cwanego, zimnego chuja. Bosz, może powinnam się leczyć.
    No, w każdym razie rozdział jest dobry, nie wiem, czemu nie jesteś z niego zadowolona, ale taki już przywilej twórcy, że ma prawo jeździć po swoim dziele na lewo i prawo.
    Łączę się w bólu z Mattem z powodu utopionego fajka [*] Toż to straaaaszne, przegrał życie chłopak~
    Klasycznie życzę dużo weny i do następnego~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uh, zapomniałabym!
      "Wyrzutek, za którym ciągnął się smród zbuntowanego dzieciaka z zagranicy, plotki o jego sprawie w sądzie i narkotykach, które ponoć sprzedawał dzieciom. Litości, nigdy w życiu nie widział twardych narkotyków na oczy, a w szkołę podstawową czy gimnazjum pożegnał na dobre po rozdaniu świadectw. Diler byłby z niego kiepski, zważając na to, jaki jest charakterystyczny. Nawet najbardziej skretyniały policjant wiedziałby kogo szukać."
      Świetny fragment. Podoba mi się ten sposób myślenia Matta. No bo diler z takim wyglądem? No błagam... xd

      Usuń
    2. + nominowałam Cię do Libstera, szczegóły są u mnie na blogu~

      Usuń
  7. Gratuluję, mam zaszczyt nominować Cię do blogowego Libster Award.
    Więcej informacji na: http://poziomm2.blogspot.com/2015/02/nominacja-do-libster-avard.html
    Pozdrawiam, Ethan

    OdpowiedzUsuń