sobota, 17 stycznia 2015

Anioł Stróż - Rozdział I


Spadał, zamiast majestatycznie unosić się na tafli wody, jak kwiat. Bo nie pozostało w nim już nic z dostojnej lilii wodnej, czy zagubionego, porzuconego przez gałąź liścia. Spadał w przepaść, bezdenną i głęboką, pochłaniającą wszystko na swojej drodze, łącznie z jego duszą, marzeniami i wszystkimi innymi snami, które kiedyś zapewne były lepsze – teraz już zbyt słabo je pamiętał, by stwierdzić to do końca. Tonął i tracił powietrze, ciężar przygniatał mu płuca i nie pozwalał zaczerpnąć oddechu po raz kolejny, nie mógł otworzyć oczu, chociaż wszystko wokół widział wyraźnie. Umiera.

Otworzył szeroko powieki, podnosząc się gwałtownie na łóżku. Kolejny sen, który sprawiał, że noc po nocy była coraz gorsza. Poranki przynosiły przewiercające wnętrzności poczucie osamotnienia i zbliżającego się końca wielkiej przygody. Czuł jak się wypala, jak z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zrezygnowanym spojrzeniem patrzy wokół siebie. Był tu zaledwie kilka dni, a z wesołego, roześmianego chłopaka został zaledwie cień go imitujący – szary, pozbawiony wyrazu i dawnych rumieńców.
Ściany szpitala przytłaczały swoją chorobliwą bladością, w zastraszającym tempie zaczynając przypominać kolor jego skóry. Telewizor, który był jedyną rozrywką, działał tylko wtedy, gdy ktoś wrzucił do niego monety, a tych ostatnio było coraz mniej. Na białym, niewielkim stoliku stały dwie mandarynki i stosik książek, za które Dawid nie był w stanie się zabrać.
Opisują historię, których ja nigdy nie przeżyję. Miejsca, których nigdy nie odwiedzę. Opisują życie - pełne radości i smutku karty, które mnie już nie dotyczą. Opisują świat, który wyrwano mi z rąk, niczym zabawkę niesfornemu dziecku.
W pokoju było jeszcze ciemno, świt miał nastać dopiero za godzinę, a mimo to chęć spania opuściła go całkowicie.  Na oddziale nigdy nie panował całkowity spokój i cisza, nawet w nocy słychać było jęki i szepty, modlitwy umierających. Dawid się nie modlił, milczał przez cały czas, jak grób w którym za niedługo miał wylądować. Czuł się pusty w środku, a mimo wszystko cierpiał. Czy sama skorupa, jaka została, też może cierpieć? Czuć ból i stratę? Czy może nie do końca potrafił uśmiercić swoją świadomość, tak jak chciał? Wmówić sobie, że już w tej chwili jest martwy, więc to żadna różnica kiedy przestanie oddychać? Nic nie działało, ból był ten sam, ciągle jednakowy, a mimo wszystko przeżywany na nowo dzień w dzień, począwszy od tego w którym dowiedział się, że ma nowotwór.
Oprócz niego, w niewielkiej sali, leżał mężczyzna  po czterdziestce. Nie był szczególnie rozmownym towarzyszem, zważając na fakt, że większość czasu leżał nieprzytomny, podłączony do maszyny utrzymującej go przy życiu, które wygasało tak jak jego własne. Gdy się budził bełkotał, krzyczał, próbował wstawać z łóżka, a Dawid bezsilnie wołał lekarzy, nie wiedząc co zrobić. Kiedyś miał gęste blond włosy – widział fotografię koło jego łóżka, którą ktoś tam zostawił.
Nikt nie przychodził w gości, jakby przyjaciele już uznali go za martwego. Mieli szkołę, testy, piwo w piątki i imprezy - ich życie toczyło się niezmiennym kręgiem dalej, zostawiając jednego z ich grona na zewnątrz, powoli dogorywającego w szpitalnym łóżku. Czasem ktoś się przewinął, na godzinę, na półtorej, jednak widząc bladą, wycieńczoną i zmarnowaną twarz szybko opuszczali pomieszczenie. Obserwowanie zbliżającej się małymi krokami śmierci nie było przyjemnym widokiem - było nurtującym sumienie obowiązkiem, z którego wywiązywali się po części. Dawidowi nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu – z bólem patrzył na te zagubione twarze, które szukały usilnie odpowiednich słów i tematów. Bezsilność, gdy w jego oczach pojawiały się łzy. Myślał, że wypłakał już wszystkie, ale był w błędzie – zawsze wracały, zawsze gdy tego nie chciał.
Rodzice pojawiali się jeszcze rzadziej, w końcu po jego osiemnastych urodzinach niemal całkowicie zerwali kontakt, wysyłając mu co jakiś czas pieniądze na konto w banku. To też mu nie przeszkadzało, wolał aby nie patrzyli na niego teraz, gdy dławiąc się łzami, przyznawałby, że mieli rację przez cały ten cholerny czas.
Zamknął oczy, a sen nie nadchodził.

~~~

Wsiadał w rozwalający się, burczący na niego przy odpalaniu samochód. Aż dziw, że auto nie rozlatywało się jeszcze na drodze, a na zakrętach nie zostawiało ze sobą części. Każdy element wyposażenia był w jakiś sposób uszkodzony, zniszczony, bądź po prostu brzydki i stary, a mimo to Adamowi nie spieszyło się z zakupem innego wozu, czy choćby przeglądnięciem ofert. Och, to nie było przywiązanie, nie był tym sentymentalnym typem, który trzyma stare i potargane skarpetki, tylko dlatego, że był w nich na pierwszej randce. Był typem, który wiecznie nie miał na nic czasu, bądź ochoty, a pieniądze wydawał na znacznie mniej przydatne (zwłaszcza dla zdrowia) rzeczy.
- Odpal, no odpal, kurwa… - warczał zza zaciśniętych zębów, kręcąc kluczykiem. Zawsze w końcu działało, za którymś z wyzwisk i bluzgów powinien zaskoczyć. A więc to był ten magiczny, pierwszy i dziewiczy raz, kiedy ten grat postanowił się zbuntować. Wysiadł, trzaskając drzwiami, jakby to mogło zaboleć czterokółkową maszynę.
- Sprzedam cię, zobaczysz. – mruknął z wyraźną groźbą w głosie, po czym mniej wojowniczo udał się na przystanek autobusowy. Jazda wśród meneli, starszych pań, pchających się na niego z siatkami i śmierdzącymi ludźmi nie była podróżą życia, ale szpital był całkiem blisko.
Zajął miejsce, walcząc o nie z innym mężczyzną, ale refleks sportowca zwyciężył, więc zadowolony usadził na nim swój tyłek.
- Adam? – usłyszał za plecami dobrze znany, delikatny głosik. Odwrócił się w kierunku młodego mężczyzny.
- Yhm.
- Myślałem, że masz samochód. – Krzysiek uniósł brwi.
- Bo mam. Czy jego posiadanie wyklucza mnie z ekskluzywnego grona użytkowników komunikacji miejskiej? – mruknął zirytowany. Ten facet potrafił go wyprowadzić z równowagi. Wprawdzie ostatnimi czasy swoje kwalifikacje w tych umiejętnościach podniosła znaczna ilość jego znajomych, ale ten szczególnie. Patrzył się tymi cielęcymi oczkami, starając się na siłę znaleźć temat do pogawędki.
- Wyluzuj. – zaśmiał się. – Gdzie jedziesz?
- Do szpitala. – odpowiedział krótko. Zamknij się. Nie waż się o nic więcej pytać. Po prostu wysiądź, najlepiej właśnie teraz, w trakcie jazdy.
- Coś się stało?
- Jadę do ojca. – powiedział, chcąc zakończyć potok wścibskości, jaki przetoczyłby się, gdyby tylko unikał odpowiedzi na to pytanie. Jego dosadny ton skutecznie zatkał gębę Krzyśkowi, który stał grzecznie przez resztę drogi, zapatrzony za okno.

~~~

Kroki. Coraz bliższe, coraz głośniejsze i chyba zmierzające w kierunku pokoju numer 203, czyli sali w której leżał. Niemożliwe. Lekarz powinien przyjść później, przecież właśnie co miał badania. Czyżby… mama?
Osoba, która zaglądnęła do pomieszczenia, w najmniejszym stopniu nie przypominała jego rodzicielki. Większej postury, o krótszych włosach, dłuższych nogach, szerszych barach i zdecydowanie płci męskiej. Był to zupełnie obcy mu mężczyzna, niewiele starszy od niego. Nawet na niego nie popatrzył, przeszedł obojętnie, kierując się do stojącego dalej łóżka. Przysiadł przy nim, przyciągając sobie niewygodne, białe krzesło bez oparcia. Bez słowa wpatrywał się w leżącą na łóżku osobę, zapewne jego ojca.
Dawid szybko odwrócił wzrok, nie chcąc im przeszkadzać, psując atmosferę intymności. Czy to z jego powodu mężczyzna do tej pory się nie odezwał? Czy powinien na moment wyjść, zostawiając ich samych? Z drugiej strony, on chyba nie zauważał nawet jego obecności. Czy była aż tak nieistotna i przemijająca? A może już umarł i teraz leży martwy, widząc wszystko co się dzieje wokół niego? Czy zaczyna wariować, czekając na śmierć? Chyba tak.
Sięgnął po książkę, zupełnie jakby każdy jego ruch był dokładnie obserwowany przez mężczyznę obok, mimo że wcale tak nie było. Obcy patrzył wciąż w to samo miejsce, chyba w zamknięte oczy chorego.
Nie chciał mu się ciągle przyglądać, niczym reliktowi z obcego mu już świata poza szpitalem, cennemu i zdrowemu, zachłannym spojrzeniem, które chciało zamienić się z nim rolami.
Obserwował go ukradkowo. Krótkie, niedawno zgolone włosy, kilkudniowy zarost i raczej sportowy ubiór – szare dresy połączone z ciemną bluzą. I obrączka. Nie wyglądała na ślubną, prawdopodobnie była jedynie srebrną ozdobą na serdecznym palcu. Sportowa torba, leżąca obok nogi ubranej w modne i firmowe obuwie.
Chciałby teraz móc wbiec na boisko, odbijać piłkę, grać i śmiać się wraz ze swoją klasą, skupić się na jeden moment całkowicie na grze, nie martwić się o problemy. Ten mężczyzna, który wprowadził do pomieszczenia zapach męskich perfum mógł sobie na to pozwolić. Mógł biec przez ulicę, mógł moknąć w deszczu, w taką właśnie pogodę jak za oknem, mógł spóźnić się na autobus i czekać na niego pół godziny. Miał na to czas, miał całe życie.
Mijały kolejne minuty, następnie godziny. Dawid widział przesuwający się po ścianie ślad słońca. On się nie obudzi, był tego pewien. Wiedział, że facet nie przyszedł tu dla niego, a po to by spędzić czas z ojcem, a mimo wszystko samotność wbijała mu w serce wielki kołek, który mogła wyciągnąć tylko inna osoba. A nikt, kto mógłby z nim porozmawiać się tu nie zjawił, oprócz… Nie, on też nie będzie miał na to ochoty. Litości, szukanie pomocy u całkiem obcych osób jest żałosne. Zwłaszcza, gdy te osoby mają swoje własne problemy, swoich bliskich, którzy odchodzą tak samo jak ja.
Widział cierpienie w jego niebieskich oczach. Ból egzystencji, skumulowane problemy, które go pogrążały. Potrafił dostrzec takie rzeczy, dość się ostatnio na nie napatrzył.
- Czy to twój tata? – zapytał, samemu nie wierząc w to, że zaczyna dialog. Właściwie nie powinien się odzywać. Może chciał po prostu usłyszeć czyiś głos, nie należący jednocześnie do lekarza, tłumacząc to wielką samotnością i robiąc z siebie ofiarę?
Zobaczył zdziwione spojrzenie mężczyzny, głowę, która uniosła się znad dłoni, na których uprzednio się opierała.
- Ta. – opowiedział zwięźle i na temat, nie spuszczając z niego twardego spojrzenia.
- Aha. – jedyne co przychodziło mu na myśl. Cóż, nie poczuł się ani trochę lepiej.
- Dzisiaj czuł się chyba trochę lepiej. – skłamał zanim to do niego doszło. Chciał go pocieszyć, w oczywisty sposób lekko naginając fakty. I momentalnie poczuł się z tym jak potwor. Spuścił spojrzenie, podnosząc bladą rękę, by stłumić zażenowanie udawanym atakiem kaszlu.
- Tak? Obudził się?
- Nie, ale… Dzisiaj w nocy leżał bardzo spokojnie.
- Zazwyczaj leży tak spokojnie. – odburknął, znów wracając do spojrzeniem do nieprzytomnego mężczyzny.
Dawid nie odzywał się więcej, przytłoczony ostatnim wysłanym mu spojrzeniem błękitnych oczu.

~~~

- Ten młody chłopak, co tutaj dzisiaj był… Jak ma na imię? – zapytał z lekkim rumieńcem na swojej bladej buzi. Siostra, która mierzyła mu ciśnienie uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, ale wyraźnie widział w jej oczach zmęczenie. Myśli tylko o tym, kiedy skończy zmianę i wróci do domu.
- Adam. Przystojny facet, no nie? – puściła do niego oczko. Szpitalna przyjaciółka, która przez przypadek dowiedziała się o jego orientacji. Powoli zaczynał tego żałować.
- Trochę. – mruknął, nie patrząc na nią. Przystojny? Ten Adam był chodzącą seksbombą, obdarzoną wszystkimi atutami, których natura poskąpiła jemu – chudemu i mizernemu chłopakowi. W dodatku miał takie przeszywające spojrzenie. Gdyby był zdrowy pewnie śliniłby się do niego nocami, oglądając z daleka i podziwiając. Chociaż… teraz jest chory, a robi to samo, w międzyczasie myśląc jeszcze o śmierci. Jest tak samo, tylko bardziej smutno i mrocznie, bez perspektyw na przyszłość.
Pielęgniarka uśmiechnęła się do niego znacząco i wyszła, zapewne zaraz po przekroczeniu progu pokoju  zapominając o wszystkich rozmowach, jakie razem przeprowadzili podczas badań i przerw między nimi.
Doskonale widział niechęć w spojrzeniu Adama, w jego zachowaniu i słowach, a mimo wszystko zastanawiał się co mu powie, gdy przyjdzie po raz kolejny. Może usiądzie na chwilę przy jego łóżku?
To nie tak, że był egoistyczny, nie przejmujący się cudzą krzywdą i łzami. Między innymi bolało go uczucie z jakim musiał mierzyć się ten młody mężczyzna – ze stratą ukochanej osoby. Może on też potrzebował rozmowy, ale nie okazywał tego w taki sposób jak on? Skamląc i prosząc o małą chwilę uwagi.
Zamknął oczy zapadając w kolejny, krótki sen, przynoszący jedynie kolejną głębię, w której znów tonął.

_____
Niestety, czasem przychodzi czas, kiedy trzeba napisać dramat, a dłonie rwą się do pisania, mimo obijającej się w głowie myśli – nikt tego nie przeczyta, nikogo to nie interesuje. Cóż, mam nadzieję, że się mylę. Ładnie proszę o opinie i komentarze i dziękuję za wszystkie poprzednie, jesteście cudowni~~

6 komentarzy:

  1. *siedzi, gapiąc się tępo w ekran*
    *spogląda do pustego kubka po herbacie*
    *spogląda do trzech kolejnych kubków stojących na biurku*
    *schodzi zrobić sobie kolejną herbatę*
    *wraca i znowu patrzy na to rażące po oczach białe pole*
    *"jakie puste" myśli*
    *mijają minuty, a ona wciąż siedzi i gapi się bezczynnie w migającą czarną kreskę na środku białego pola*
    *wzdycha, wypija na raz zbyt gorącą herbatę*
    *kładzie ręce na klawiaturze i modli się o przypływ weny na komentarz do wenowego bóstwa*
    Tak, dobrze się domyślasz. To właśnie ja po przeczytaniu tego rozdziału. Kompletnie nie wiem, co napisać. Mam całkowitą pustkę w głowie. Może to wynik tego, że już dzisiaj ledwo myślę ze względu na kursy, które mnie niemalże zabiły i wyzuły z wewnętrznej energii, może, nie wiem. Ale to nie tylko brak weny na komentarz. To też ten rozdział. To, co w nim jestem, sprawia, że nie potrafię zebrać słów. Bo wiesz, on jest po prostu bardzo niezwykły.
    Nie rozumiem posłowia, które zostawiłaś pod postem. Brzmisz, jakby ten rozdział kompletnie Ci się nie podobał i choć z doświadczenia wiem, że autor rzadko kiedy jest zadowolony z czegoś, co z kolej bardzo podoba się czytelnikom, to jednak na Twoim miejscu ja byłabym z tego rozdziału naprawdę zadowolona (pomijając kwestię błędów).
    Naprawdę uważam, że jest bardzo dobry. O ile urzekłaś mnie poprzednim opowiadaniem, to ten tekst jest kompletnie inny. Twój styl nieco się w nim zmienił, nabrał innego kształtu. I moim zdaniem jest lepszy. Nie wiem jak Ty, ale ja widzę w nim coś cholernie magicznego. To tam na górze jest właśnie magiczne. Naprawdę.
    Podoba mi się znacznie bardziej niż poprzednie dwa rozdziały pierwszego opowiadania. Po prostu... to jest mój klimat no. Ja kocham angsty, uwielbiam angsty, a coś czuję, że to właśnie będzie angst i to taki, który chwyci mnie za serce i nie puści przez bardzo długi czas. Mam już w głowie kilka wizji tego, kim jest tytułowy pan Anioł, ale na razie będę ich przytaczać, bo za długo by się rozpisywać i pewnie zasnęłabyś w połowie, czytając moje insynuacje, ewentualnie udusiła się ze śmiechu - informacja potwierdzona, już dwóch blogerów znalazło się przeze mnie na skraju śmierci przez nadmiar wesołości, ale cóż, ja mam bogatą wyobraźnię xd
    Błędów jest więcej niż ostatnio - pośpiech? - dlatego nie będę ich przytaczać. Ale w sumie nie przeszkadza mi to jakoś bardzo, ogólnie nie jest ich też znowu dużo, ot, kilka, większość popełniona przez nieuwagę, a nie wynikająca z kwestii nieznajomości zasad pisowni. Tak więc wybaczam. Poza tym wciągnęłam się w rozdział na tyle, że nie odczułam ich jakoś wyraźnie.
    *patrzy na komentarz* ej, nie wyszedł taki zły, jak myślałam, jest nawet całkiem sensowny. A tak nie miałam na początku pojęcia, co napisać.
    Także czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, bo jestem w 99% pewna, że zakocham się w tym opowiadaniu. Naprawdę zapowiada się magicznie. Nie każ czekać mi zbyt długo na ciąg dalszy, dobrze?
    P. S Nie wiem, czy czytałaś moją odpowiedź na Twój komentarz u mnie, ale wyjaśniłam w niej nieścisłość, którą zauważyłaś.
    No więc w pierwotnej wersji rozdziału rozstępowanie było opisane, nawet razem z rozkłusowywaniem (jak szaleć to szaleć), ale że jestem osobą, która, jak pewnie zauważyłaś, uwielbia rozbudowane opisy, to kiedy czytałam potem ten rozdział, zdałam sobie sprawę, że te dwie czynności bardzo wydłużają mi akcję w rozdziale, co może po prostu spowodować, że będzie on nudny dla osób, które za jazdą nie przepadają. Dlatego zrezygnowałam z obu czynności, wiedząc, że i tak większość z moich czytelników nie ma pojęcia o jeździe. Ale spotkało mnie miłe zaskoczenie, kiedy zwróciłaś na to uwagę. Naprawdę nie spodziewałam się spotkać osoby z podobnym zamiłowaniem w yaoistycznej blogosferze xd To fajne uczucie xd Może jeszcze spróbuję jakoś ten opis tam wrzucić w skróconej wersji, ale w sumie raczej wątpię, żeby mi się to udało.

    Weny~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za pozytywną opinię, której szczerze mówiąc się nie spodziewałam. I te błędy... Niestety po przeczytaniu opowiadania więcej niż dwa razy, mam ochotę wykasować je w pierony, by już nigdy więcej nie musieć czytać tego ponownie, dlatego ograniczam się do tych dwóch - jak widać niewystarczających na dokładne sprawdzenie - razów. Dziękuję za magicznie długi komentarz <3
      I tak, komentarz odczytałam, ale tradycyjnie zapomniałam na niego odpisać :c Wiem, że wydłużałoby to akcje, ale zabolało to moje koniarskie serce, rozumiesz pewnie c:

      Usuń
  2. Przyznaję, że kiedy przeczytałam krótki opis opowiadania, trochę mnie to przestraszyło. Już tak mam, że wszystko przeżywam naprawdę głęboko i po przeczytaniu pierwszego rozdziału jestem smutna. Tego właśnie się bałam, ale postanowiłam przeczytać i nie żałuję. Pewnie zacznę, gdy będę zalewać się łzami, ale podoba mi się Twój styl pisania i to mnie najbardziej na początku przekonało. Oczywiście już po pierwszym rozdziale jestem ciekawa, co dalej, więc mam nadzieję, że będziesz pisać to opowiadanie. W ogóle podziwiam odwagę. To, że bierzesz się za tak poważny temat jest naprawdę godne podziwu. Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cierpie na to samo co poprzedniczka jesli chodzi o przezywanie i jak dla mnie caly rozdzial (szczegolnie poczatek- swoja droga swietny~~) jest niesamowicie dolujacy. I to w nim jest piekne, serio! Smutne historie uwielbiam... i nie lubie ich jednoczesnie. Nie lubie, bo sa smutne i mi smutno, ale cala reszte uwielbiam, no XD i mimo, ze Dawidek to postac fikcyjna to niesamowicie mi go szkoda. Niewiele o nim wiem, ale poczulam do chloptasia sympatie i troche sie boje o jego losy... Moze to by bylo zbyt piekne, ale mam nadzieje, ze jeszcze bedzie szczesliwy, bo jak wszystko sie zle skonczy to mur beton sie porycze XD To niepokojace, ale ostatnio mam tak coraz czesciej np. przy ogladaniu filmow... takze Dawida kocham; jest slodki. Z innej beczki: popieram, ze styl pisania troche sie zmienil, ale to pewnie dlatego, ze opowiesc jest zupelnie inna. Ale podoba mi sie bardziej. Wiecej opisow, przemyslen, bardziej melancholijnie i tak wlasnie pasuje do klimatu. A klimat mnie chwycil za serce :___: I chociaz Matt tez jest ciekawy to jednak to opowiadanie bardziej trafia w moj gust. Lubie jak cos potrafi poruszyc, o XD A mnie rusza sama mysl, ze Dawid moze umrzec nieszczesliwy... Jesli chodzi o pozytywne akcenty to podobala mi sie grozba Adama skierowana do auta XD Nie wiem czemu mnie tak to rozbawilo, ale poczulam wtedy sympatie do Adasia. A w kwestii bledow to nawet takowych nie zauwazylam. Tylko taka glupia uwaga: "wracając do spojrzeniem do nieprzytomnego mężczyzny"- jedyne co mi sie rzucilo w oczy. No wiec... Czekam na wiecej, bo jest cudowne! I niech wena da kopa :3 (wiem, wiem brak polskich znakow, ale pisze z komorki XD)

    OdpowiedzUsuń
  4. Próbuję już chyba 20 raz dodać komentarz, wiec mam nadzieję, że teraz mi się uda ;)
    Jestem strsznie ciekawa co będzie dalej, bardzo mnie zaciekawiłaś, już prawie 2 tygodnie czekam na next ;_;
    Widać, że masz talent do pisania i nie brakuj Ci wyobraźni *_*
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny<3

    OdpowiedzUsuń